Znaleźć skarb czyli historia JU-52 w Narviku

Jak tylko sięgam pamięcią do młodzieńczych lat, jednym z moich marzeń było znalezienie prawdziwego skarbu. Moi kumple z podwórka nawet go próbowali szukać… W dorosłym życiu trudno jednak takie pragnienia zrealizować. Skarbów czekających na odkrycie jest bardzo mało, bo większość z nich już została znaleziona… Chciałbym aby poniższa opowieść dotyczyła prawdziwego skarbu, ale niestety jest trochę odgrzewanym kotletem. Niemniej jednak naprawdę smacznym ale też o zupełnie nowym smaku. Może trochę dlatego, że wrak samolotu to piękny widok, a taki obiekt zatopiony w jeziorze to naprawdę rzadkość. Nie byliśmy odkrywcami tego obiektu, nie byliśmy pierwszymi ludźmi, którzy go ujrzeli; jednak wrażenia z naszego nurkowania utrwalone dzięki wielu zdjęciom są naprawdę fantastyczne. Po przeglądnięciu zasobów internetowych wiem, że wrak JU-52 – niemieckiego samolotu z okolic Narviku nie jest nieznany i anonimowy. W sumie przecież to nieważne. W dzisiejszych czasach ciężko być pionierem i odkrywcą. Czytając dokładnie różne relacje, opowieści o historii samolotu JU-52 leżącego na płyciźnie jeziora Hartvigvann zauważyłem wiele sprzecznych informacji i rozbieżnych tez. Nie jestem historykiem, a tekst ten opieram na relacji i opowieściach Roalda Kristensena oraz Pana Finn-M Simonsena będącego szefem projektu odbudowy i restauracji jednego z JU-52 wydobytego z dna jeziora w 1983 roku. Moja historia o kilkunastu JU-52 powinna być zatem prawdziwa. Sympatyczni Panowie (w słusznym już wieku) udostępnili nam cywilizowane dojście do jeziora i ucieszyli się że chcemy poznać prawdziwą historię JU-52. Nasze fotografie były im potrzebne do prac przy restaurowanym samolocie. W zamian za nie mieli na przygotować nam archiwalne materiały o JU-52 oraz zdjęcia zrobione podczas wydobywania pozostałych maszyn.

Zacznijmy jednak od samego początku.

Wyjazd na wraki do Narviku w Norwegii zaplanowałem wczesną wiosną. Zbierając informacje o tym miejscu kilkukrotnie trafiałem na zdjęcie przedstawiające szerokie ujęcie wraku samolotu. Jednak nasz wyjazd dotyczył głównie nurkowań na wrakach okrętów wojennych – niszczycieli i transportowców a nie statków powietrznych. Zaraz po przybyciu do Narviku zadałem pytanie Danielowi oraz „naszemu kochanemu” Gordonowi o wrak samolotu. Po chwili Gordon pokazał mi miejscową gazetę z artykułem o JU-52 a Daniel powiedział wszystko co wiedział o tajemniczym Junkersie. Cała historia wyglądała naprawdę frapująco a opowieść Daniela zachęciła nas do tego żeby zobaczyć wrak na własne oczy. Przez kilka dni organizowaliśmy oficjalne nurkowanie planując je na ostatni dzień naszych norweskich nurkowań. Musieliśmy bowiem zanurkować w jeziorze, oddalonym od Narviku o jakieś 50 km. Nasz plan obejmował również zobaczenie jednego JU-52 poddawanego remontowi i odbudowie. Plan był dobry bo dawał większą przyjemność i lepsze rozeznanie podczas pobytu pod wodą. W strugach deszczu, przed hangarem podziwialiśmy wielkie skrzydła precyzyjnie powleczone cienkim, tłoczonym aluminium na których to widać było jeszcze oryginalne oznaczenia wojskowe. Widać było też dokładnie śruby mocujące te elementy do kadłuba samolotu, a wiele drobnych części i elementów jednoznacznie wskazywało na dokładną robotę i porządne wykonanie przez niemiecką fabrykę. W hangarze mogliśmy spokojnie podglądać prace na odbudową samolotu. Na środku stał aluminiowy, błyszczący korpus, a dookoła spoczywały wszystkie podzespoły, koła i zbiorniki na paliwo, siedzenia. Na ścianach wisiały schematy i plany Junkersa. Samolotu zbudowanego w 1930 roku, początkowo opartego na jednym silniku. Po wykonaniu sześciu takich maszyn, w roku 1931 powstał prototyp samolotu aż z trzema silnikami. Początkowo JU-52 był samolotem pasażerskim, doskonale spisywał się także jako maszyna transportowa. Niestety zbrojenie się Niemiec zaowocowało tym, że JU-52 został bombowcem pomocniczym dla większego Dorniera Do 11. Oczywiście samolot wykorzystywany był przez armię niemiecką jako maszyna do wielu innych zadań – holował szybowce, przewoził spadochroniarzy, transportował towary i broń, był w końcu podniebną karetką. Niestety 30 takich maszyn 25 września 1939 zrzuciło bomby zapalające na Warszawą…W Niemczech powstało w sumie 4385 takich samolotów. Po wojnie produkowano je np.: we Francji i Hiszpanii. Najdłużej służyły podobno w Szwajcarii, gdzie z powodzeniem latały do końca lat 70-tych XX wieku.

Naprawdę fajnie było dotknąć i powąchać tak stary sprzęt. Przecież ten samolot miał 71 lat, a można było z łatwością odczytać napis CONTINENTAL na jednej z opon wraku… W roku 2013 ten odrestaurowany egzemplarz ma stanąć w specjalnym przeźroczystym pudle na najwyższym budynku Narviku – powstającym właśnie hotelu położonym opodal muzeum prezentującego wojenne historie z walk o Narvik.

Kiedy jadąc po podmokłym terenie i gęstych krzakach wreszcie dojeżdżamy do jeziora łapiemy atmosferę i wyobrażamy sobie jak lądują obok nas niemieckie wojenne maszyny pełne broni i zapasów dla żołnierzy wermachtu. A wkręcamy się jeszcze bardziej gdy spacerując brzegiem jeziora Hartvigvann co chwilę znajduję aluminiowe szczątki maszyn…
To tutaj nad brzegiem jeziora ukrytego w środku wysokich gór, gdzie na szczytach cały czas zalega śnieg (pomimo środka lata) poznajemy historię samolotów JU-52…

Roald Kristensen oraz Finn-M Simonsen mówią nam spokojnie i z całą stanowczością o 12 maszynach JU-52 których zadaniem było dostarczenie rozbitej 3 dywizji gen. Eduarda Dietla ciężkiej broni i amunicji oraz żołnierzy. Problemy z ofensywą na lądzie oraz pozostające w rękach Anglików pobliskie lotnisko Bardufoss wymusiły na Niemcach podjęcie decyzji o locie bez powrotu i lądowaniu na zamarzniętym jeziorze Hartvigvann. Według opowieści naszych sympatycznych Norwegów jedna z maszyn podczas lądowania na zamarzniętym jeziorze wpadła do wody uśmiercając jednocześnie załogę; reszta samolotów wylądowała bez większych problemów. Największy kłopot polegał na braku paliwa; co uniemożliwiło po rozładowaniu maszyn ich odlot. Zebrana ze wszystkich samolotów benzyna pozwoliła na powrót tylko jednej z maszyn. Pozostałe samoloty wraz z wiosennymi roztopami opadły na dno jeziora… Położone ok. 25 metrów n.p.m. jezioro ma aż 90 metrów głębokości. Do dzisiaj z 11 maszyn które spoczęły na różnych głębokościach, w wodzie znajdują się jeszcze tylko dwa samoloty. W latach 60-tych XX wieku trzy wystające z wody Junkersy zostały wyciągnięte na brzeg i rozebrane przez miejscowych mieszkańców na części i złom. W 1983 roku wydobyto wrak, który obecnie jest restaurowany, a w 1986 roku ekspedycja niemiecka zakończyła się wydobyciem aż czterech JU-52. W zamian za możliwość zabrania 3 samolotów Niemcy jeden z nich oddali rządowi Norwegii. Tak więc dzisiaj zostały w głębokich wodach jeziora Hartvigvann dwa ostatnie Junkersy. Jeden na zaledwie kilku metrach, blisko brzegu; drugi, nietknięty spoczywa aż na 70 metrach… Położony płytko samolot jest skazany na bycie dawcą brakujących części dla „brata” mającego być atrakcją turystyczną Narviku. Kto wie, być może byliśmy jednymi z ostatnich, którzy mogli podziwiać widok wyłaniającego się z piaszczystego i stromego dna jeziora samolotu, który z daleka wyglądał jak gotowy do startu. Wspaniała przejrzystość wody tylko wspierała nasze zadowolenie i zachwyt. Nasz podwodny skarb nie miał jednego z bocznych silników, niestety nie było też silnika środkowego. Pięknie wyglądał za to kokpit pilotów z dobrze zachowaną ebonitową gałką jednej z dźwigni. Opona i koło po prawej stronie Junkersa prezentowało się dumnie choć było nieco zasypane. Brakowało szyb i siedzeń ale przecież po tylu latach czego można było się spodziewać. Nikt z nurkujących na pewno nie był zawiedziony. Akcja zajęła nam cały dzień, zabrała sporo sił, bo musieliśmy pokonać spory dystans w pełnym sprzęcie; ale była też wspaniałym akcentem na zakończenie naszego pobytu w Narviku.

Dla mnie przygoda z JU-52 w Norwegii była prawdziwym skarbem. Po pierwsze udało mi się zdobyć wiele cennych informacji, po drugie mogłem spędzić w wodzie mnóstwo czasu na robieniu zdjęć, a po trzecie mogłem Wam przekazać to co udało mi się ustalić w Narviku i „pochwalić się” tym wszystkim.
Miłosz Dąbrowski

Junkers Ju 52* (źródło – wikipedia)

Dane podstawowe:
Państwo: Niemcy
Producent: Junkers
Typ: średni samolot transportowy
Załoga: 4
Historia:
Data oblotu: 13 października 1930
Lata produkcji: 1931 – 1952
Dane techniczne:
Napęd: 3 silniki gwiazdowe, 9-cylindrowe, chłodzone powietrzem BMW 132 A-3
Moc: 725 KM (każdy)
Wymiary:
Rozpiętość: 29,24 m
Długość: 18,90 m
Wysokość: 4,65 m
Powierzchnia nośna: 110,50 m²
Masa:
Własna: 5720 kg
Startowa: 10 500 kg
Osiągi:
Prędkość maks.: 265 km/h (na poziomie morza)
Prędkość wznoszenia, czas wznoszenia na 3000m: 17 min 30 s
Pułap: 5900 m
Zasięg: 1000 km
Dane operacyjne:
Uzbrojenie:
1–3 karabiny maszynowe kal. 7,92 mm
do 1500 kg bomb
Użytkownicy:
Niemcy, Argentyna, Belgia, Boliwia, Brazylia, Bułgaria, Chiny, Chorwacja, Czechosłowacja, Dania, Ekwador, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Jugosławia, Kanada, Kolumbia, Norwegia, Peru, Polska, Portugalia, Związek Południowej Afryki, Rumunia, Słowacja, Szwajcaria, Szwecja, USA, Węgry, Wielka Brytania, Włochy, ZSRR